W życiu osoby konsekrowanej przychodzi moment wejścia w ciszę serca i w ciszę wokół siebie…
Taki święty rekolekcyjny czas dla 24 sióstr ze Zgromadzenia Córek Św. Franciszka Serafickiego miał miejsce w dniach 1-7 lipca 2019 r., w Domu Generalnym Sióstr w Sandomierzu. Po ścieżkach PRZEBACZENIA – bo taki był temat rekolekcji – siostry przeprowadził Ojciec Mateusz Stachowski OFM Conv z Ostródy.
Jako uczestniczka tych rekolekcji pragnę podzielić się z wami refleksjami, które zrodziło moje zasłuchane serce.
Przebaczenie… najtrudniejsza sztuka mojego życia, bo skąd mam wiedzieć czy przebaczyłam naprawdę. Czy przebaczyć to znaczy zapomnieć? Wierzę głęboko, że te rekolekcje uzdrowiły nie tylko moje serce, bo przebaczenie prowadzi do wolności i radości. Aby przebaczyć należy poznać
i zrozumieć samego siebie oraz zaakceptować swojego winowajcę. Tyle lat życia tak blisko Jezusa, ale czy na pewno moje życie było oparte na fundamencie przebaczenia? Jeśli nie, to nawet najgłębsza modlitwa i asceza pozostały iluzją.
Podjęcie przebaczenia jest procesem długim i trudnym. Z jednej strony, mamy świadomość, że jesteśmy zanurzeni w Bożym Miłosierdziu i sami oczekujemy od innych przebaczenia, z drugiej strony wyrządzona krzywda nie daje nam szczerze przebaczyć.
Potrzeba czasu, aby zadany ból został nazwany i przepracowany. Przebaczenie w wymiarze duchowym można osiągnąć nieco wcześniej, ale by przebaczyć w wymiarze emocjonalnym, potrzebny jest dłuższy proces, który wymaga akceptacji uczuć. Przebaczenia uczy nas Jezus. Świadom jedności z Ojcem i wypływającej z niej wolności i dobra oraz znajomość człowieka pozwalają Mu przebaczyć każdemu. Jezus nie tylko przebaczył, ale również prosił Ojca o przebaczenie. Grzech i zło, które uderzają w Jezusa, ranią również serce Ojca. W Jezusie, w Jego zranionej i odrzuconej miłości zostaje znieważony, zlekceważony i odrzucony Bóg Ojciec. Dlatego Bóg Ojciec jest pierwszym, który przebacza nam winy i daje nam moc, by przebaczać naszym winowajcom. Przebaczając, naśladujemy Boga „bogatego w miłosierdzie”.
Bóg w Chrystusie nieustannie nam wybacza. Ale od nas oczekuje przebaczenia bliźnim na miarę ludzkich możliwości: ,,Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni. Przebaczajcie sobie, tak jak
i Bóg wam przebaczył w Chrystusie” (Ef 4, 32).
W modlitwie Ojcze nasz, której nauczył nas Jezus, prosimy Boga, by odpuścił nam winy, podobnie jak my odpuszczamy naszym winowajcom. W tych słowach uzależniamy niejako Boże przebaczenie od wzajemnego ludzkiego przebaczenia. Gdy zastanawiam się nad tymi słowami, dziękuję Bogu, że nie zawsze wysłuchuje próśb według naszych oczekiwań. Gdyby nam wybaczał według ludzkiej miary, niejednokrotnie musielibyśmy czekać na przebaczenie latami. Proces przebaczenia powinien dotyczyć trzech relacji: z Bogiem, z innymi ludźmi i z samym sobą.
Po pierwsze, uzdrowienia potrzebują nasze relacje z Bogiem. Oczywiście, obiektywnie nie mamy Bogu nic do przebaczania. Bóg jest samą miłością, dobrocią, świętością i wszystko Jemu zawdzięczamy. Jedyną naszą postawą powinna być wdzięczność i uwielbienie. Jednak,
z subiektywnego punktu widzenia, oskarżamy Boga o cierpienie, pogmatwaną historię życia. Oskarżanie Boga – w takiej sytuacji trzeba najpierw przebaczyć Bogu, by móc nawiązać z Nim przyjazne i bliskie relacje.
Przebaczenie okazuje się konieczne w relacjach międzyludzkich. Nikt z nas nie jest bowiem „samotną wyspą”. Nie jesteśmy również aniołami. Żyjemy w społeczeństwie i dzielimy się głębią swego ducha, dobrocią, miłością, mądrością, ale również słabością, grzechem, napięciami i konfliktami. Napięcia
i konflikty są naturalne, a nawet można powiedzieć – konieczne, gdyż niejednokrotnie stają się bodźcem rozwojowym wspólnoty i jej poszczególnych członków. Przebaczenie i przyjęcie przebaczenia mają wymiar terapeutyczny. Brak przebaczenia rodzi zgorzknienie. Zamiast duchowego pokoju i radości towarzyszy nam smutek i agresja. Drogą do wyzwolenia jest przebaczenie. Nieumiejętność przebaczenia wynika zwykle z braku właściwych relacji i nadmiernej koncentracji na odczuciach i potrzebach, a nie na osobach. Żądamy miłości absolutnej, do której nie są oni zdolni. Ponadto zapominamy, że nie wszystkie błędy czy rany, które zadają nam inni, są ich winą. Zwykle ranią nas nieświadomie. Wynika to z historii ich życia, uwarunkowań, wychowania. Potrzeba wówczas pracy duchowej, aby nie zatrzymywać się na powierzchni, ale dotrzeć do korzeni bólu
i podjąć proces przebaczenia.
Najtrudniejsze jest zwykle przebaczenie samemu sobie. Nie można jednak przebaczyć Bogu i ludziom bez przebaczenia sobie. Przebaczenie sobie wymaga pokory, życia w prawdzie i odwagi. Trzeba wówczas zejść z piedestału swojego idealnego obrazu i własnych przekonań, uznając w pokorze, że jest w nas dwubiegunowość: dobro i zło. Mamy mocne strony, jest w nas dobro, potrafimy kochać, tęsknimy za Bogiem i pięknem. Mamy jednak także wady, czułe punkty, lęki, nie potrafimy nawiązywać relacji, jesteśmy grzeszni i skłonni do podążania za głosem najniższych instynktów. Taka akceptacja – stojąca na drugim biegunie egoizmu i pychy – wyzwala, prowadzi do zgody na własną, może nie zawsze wymarzoną historię oraz pomaga lepiej zrozumieć innych. Nie musimy jednak wybaczać za wszelką cenę. Zwróćmy uwagę, że Jezus na krzyżu prosił Ojca, by On przebaczył winy oprawcom. Możemy czynić to samo: prosić Ojca, by On przebaczył. Modląc się w ten sposób, poczujemy, jak nasz gniew stopniowo będzie przemijał a ból ustawał i zacznie pojawiać się zdolność do przebaczenia w wolności, która przyniesie wewnętrzny pokój. Takie przebaczenie to otwarcie na łaskę. Pozwala zrozumieć, że prawdziwe głębokie przebaczenie możliwe jest „przez Niego, z Nim i w Nim”.
s. Julia Kalarus CFS